czwartek, 23 lipca 2015

IS THIS A LAST MATCH?



Ubrałam szybko moje stare, a zarazem ulubione reebok’i, niby zwykłe, biało-niebieskie, ale nadal od tych dwóch lat nie potrafię przestać ich nosić. Potrudziłam się chwilę z zawiązaniem sznurówki i ruszyłam na długi spacer. Spacer, który ma mnie odstresować, dać rozkosz i przyjemność. Spacer, który ma sprawić, że poczuję się wolna, wolna od tego wkurzającego świata, na którym znajduje się tyle przeszkód – tych niespodziewanych, które sporządza los i tych, które sami sobie zrobiliśmy z pełną świadomością czynu – wolna od myśli związanych z jutrzejszym meczem. Meczem, od którego zależy zdobycie naszego tytułu „mistrza”, pierwszego miejsca i oczywiście dumy – tak, tego uczucia, które sprawia, że mogę śmiać się ponad Jessy. Aish! Na samą myśl o niej rzygać mi się chce. Rywalka w grze, w miłości, w nauce, we wszystkim! Co zrobię ja, to zrobi i ona. Ale jednego nie dostanie – mojego chłopaka. Tego uczucia, którym mnie darzy, tych przeżyć, które otrzymuje od niego każdego dnia. Tego nigdy nie zdobędzie. 
Wchodziłam właśnie w stronę wielkiego parku, kiedy zobaczyłam… Chanyeol'a i Jessy.
Co się tam dzieje? Co, dziewczynka ostrzy pazurki na chłopaka kogoś innego? Nie może wytrzymać że nie ma tego, co ja mam? Tak trudno jej zrozumieć, że to ja jestem tą lepszą? Niech mnie nie rozśmiesza.
Moment, co… czemu moje oczy widzą, jak Yeol przytula… tę szmatę?
Zmierzyłam blondynkę spojrzeniem pełnym ironii i wściekłości, a w zamian dostałam także odpowiedź – jej kącik ust podniósł się do góry. Pocałowała go w policzek i udała się w moją stronę, a mijając mnie z ust wypadło jej kilka przesiąkniętych dumą słów: 


"No nie wiem, czy tak długo pobędziecie razem, hihi”.

 Zdenerwowanie osiągnęło poziom maximum. Chrząknęłam wymijając ten smród perfum i lakieru, moim celem stał się teraz Chanyeol, a raczej to co zrobił.
- Co ty wyprawiasz? Może jeszcze skończycie na ustach? Ba, może jeszcze w łóżku?! – nie spoglądając na przechodzących nieznajomych krzyczałam patrząc mu prosto w oczy.
- Nie krzycz, proszę – jego łagodny głos rozbrzmiewał w moich bębenkach. – Wiem, że to tak wyglądało, skarbie, ale nie masz się czym przejmować – delikatna dłoń z zatroskaniem gładziła mój policzek. – Przyszła po prostu powiedzieć, że jej się podobam, że się we mnie zakochała, lecz od razu uświadomiłem jej, że nie będziemy razem, bo jej nie kocham i kochać nie będę, bo liczysz się dla mnie tylko ty – ciemnobrązowe oczy zaświeciły się od troski, delikatności i miłości. – Przecież wiesz, że nigdy cię nie opuszczę i nie mam zamiaru. Czuję, ba, ja to wiem, że jesteś tą jedyną, tą, z którą będę miał trójkę wspaniałych dzieci, z tą, którą się zestarzeje. Jeszcze tego nie zrozumiałaś? Ile razy mam ci to powtarzać? Jeśli będzie trzeba w nieskończoność, to i tak zrobię – lekko się uśmiechając złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. – Nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Teraz liczysz się ty i zapewnienie ci konkretnej zabawy, musisz się rozluźnić przed jutrem, bo jutro wielki dzień, prawda?!
- Ale ten buziak, to co  miał znaczyć? – przytulił mnie mocno do siebie i zaczęliśmy iść. – Przepraszam, musiałam się spytać, nie dawałoby mi to spokoju.
- Nie masz za co, powinnaś przecież wiedzieć. Zaproponowałem jej jedynie przyjaźń, ale nie najlepszą, po prostu stosunki koleżanka - kolega. Ucieszyła się na tą myśl, pocałowała mnie i poszła. Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób cię tym wkurzyłem... – jeszcze mocniej mnie ściskając, pocałował lekko moje włosy i oparł policzek o moją głowę.
- Już jest dobrze, wytłumaczyliśmy sobie, to się liczy. A teraz, gdzie mnie zabierasz? Do baru, na film czy do ciebie? – roześmiana wkleiłam swój wzrok w powiększające się coraz bardziej źrenice chłopaka.
- Hmm.. najpierw pójdziemy do kina, bo zaczyna padać, a ja nie pozwolę ci zmoknąć, bo moja najlepsza pod słońcem dziewczyna się przeziębi i co będzie? Będę smutny. – przybrał minę małego szczeniaczka, z którym nikt nie chciał się pobawić. – A potem? - zamyślił się - A potem pójdziemy do mnie.. i.. i tam coś porobimy. Zostaniesz u mnie na noc?
- Jeśli chcesz, to z wielką chęcią.
- Ja bym nie chciał? Chodź, bo zmokniesz.
Pobiegliśmy szybko w stronę pobliskiego kina. Seans trwał około 2h. Film był ciekawy, połączenie horroru z romansem i jednocześnie dramatem. Po projekcji wyszliśmy i nadal padało. Ba, nie padało, a lało. Chanyeol miał na sobie kurtkę, która szybko znalazła się na mnie. Zawsze wolał poświęcić coś dla mnie, niż dla siebie. To on wolał zachorować, niż ja miałabym leżeć z gorączką w łóżku, opatulona w kołdrę. Dbał o mnie, troszczył i opiekował, robił po prostu to, do czego został stworzony. Łagodny głos, łagodne rysy twarzy, przeogromny talent, jego charakter. Wszystko pasowało do siebie. Wszystko było tak idealnie stworzone, złączone, idealne. On był idealny. Każdego dnia dziękowałam Bogu, że mam go przy sobie, że mogę go dotknąć, wyżalić się, otrzymać wsparcie. Był mi bliższy jak nikt inny. To, jak chce tłumaczyć wszystko, by rozwiązać problem, jak tuli i całuje, jak rozmawia, jak nie chce nikogo urazić czy zranić, jak poprawia swoje ciemne włosy i to, jak się wkurza kiedy bawię się jego jaśniejszymi kosmykami włosów – tak to wszystko i jeszcze więcej sprawia u mnie dreszcze. Ale nie dreszcze, jakie powoduje groźny pies czy coś innego, to nie są te „złe” dreszcze. To są dreszcze rozkoszy, bezpieczeństwa, błogości.
Weszliśmy do jego mieszkania, przywitaliśmy jego rodziców i od razu udaliśmy się do jego pokoju. Tam, jak zwykle kiedy u niego byłam, zaczęliśmy grać w jego ulubione gry. Kiedy dawał mi wygrywać zawsze skakałam z radości i zwalając go na plecy, kładłam się na jego klatce piersiowej, obdarowując go czułymi pocałunkami. Wtedy jego szczęście w oczach… ten wzrok, ten śmiech… on był bardziej szczęśliwszy niż ja. To uczucie zawarte w jego spojrzeniu jest nie do opisania. Mieszanka miłości, szczęścia, idealności, dumy i słodkości. Tylko on działał na mnie uspokajająco, niczym najlepszy lek na rynku. 
Nastała 23, więc powoli zasypiałam w jego ramionach. Położył mnie na łóżku, a potem zrobił to samo ze sobą. Opatulając mnie kołdrą dodatkowo objął moje ciało przysuwając je do siebie jak tylko najbliżej. Poczułam to bezpieczeństwo. Obróciłam się w jego stronę splatając nasze nogi razem.
- Dobranoc mała, kocham cię. – zakończył długim i namiętnym pocałunkiem.
- Dobranoc, Yeol, śpij dobrze. – wtulając się jeszcze mocniej zasnęłam.

***

Tak, uroczyste rozpoczęcie minęło, teraz tylko gwizdek sędziego i ruszamy po zwycięstwo.
Gwizdek.
Rozegranie.
Wysunięcie.
Piłka przy nodze, prędkość nadal rośnie, bramka coraz bliżej.
Bliżej, bliżej… Jeszcze trochę.
Podanie i następne do mnie.
Przeciwnicy biegną prosto na mnie.


.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.


Moment, co jest? Czemu mnie tak boli? Czemu mam rozmazany obraz? Dlaczego ja w tym momencie nie strzelam tego…
Ciemno. Czarno. Pustka. Próżnia. Zero. Czy ja umarłam? Nie, nie może być...a jeśli jednak?
Światło, zbliża się, rani w oczy.
G-gdzie ja jestem? Czemu tu jest tak jasno?  Czemu ten obraz…czemu ja widzę siebie i Channiego.......małych?


***

– Channie! Nie dogonisz mnie! Haha, jesteś za słaby! Jestem dla Ciebie za szybka! Auuuuuuh! Co to?! Channie! Auuu, to boli! – po twarzy dziewczynki spływały litry łez.
 - Czemu tak szybko biegłaś?! Przecież miałaś uważać! Nic ci się nie stało? Odpowiedz mi, no! Martwię się! – chłopiec potrząsał ramionami  koleżanki.
 - Haha! Wiedziałam! Kochasz mnie! Haha, Channie! – dziewczynka pocałowała szybko rówieśnika w usta i z zawstydzenia odwróciła się w bok.
 - Co ty wygadujesz?! Jestem chłopcem, a chłopiec z dziewczynką? Nieeee! Nieeee! Ja nie chcę! – zaczął się droczyć szturchając 10-latkę w bok.
 - Channie! – pogroziła palcem. – Właśnie chłopiec i dziewczynka powinni być razem! Potem są dziewczyną i chłopakiem, rozumiesz?! Takimi ludźmi, co się całują, przytulają i kochają ponad życie! Jak tatuś i mamusia! A potem są małżeństwem, a potem mają małe dzieci! Też tak chcę, Channie!
 - No dobrze już. Poczekaj, mam coś dla ciebie – wyjął mały przedmiot z kieszeni – To wisiorek mojej mamy, ale nie mów jej, że zabrałem, bo mnie okrzyczy! Strasznie mi się podobał… i no wiesz… pomyślałem, że… - zakłopotany zaczął czochrać lekko swoje włosy z tyłu.
 - Oświadczasz mi się? Channie, tak się cieszę! Teraz będziemy mogli zamieszkać razem i mieć małe dzieci! – dziewczynka wstała i złapała chłopca za rękę.
 - Tak, od dziś jestem twoim mężem, a ty moją żoną! Jasne? Teraz kochamy siebie pomimo wszystko. Ale obiecaj mi coś.
 - Cooo? – mało zainteresowana małolata zamknęła w pięści wisiorek i tuliła ją do lewej strony klatki piersiowej.
 - Nie zgubisz go, nigdy przenigdy! A Jak zgubisz, to znaczy, że nie jesteśmy już razem!
 - Okey, Channie! Chodź!



***

Ten wisiorek…do dziś go mam. Nawet teraz na sobie … o… gdzie on… GDZIE JEST MÓJ WISIOREK?! Tylko nie to? Przecież mi nie wybaczy jeśli go zgubię…
Zaraz, co to? Czy to ja?! Co się do cholery dzieje???!!!


***

- No obudź się proszę… No błagam cię! Obudź się, bez ciebie nie przeżyję przecież… ____, proszę.. – Chanyeol zalany łzami. Ja, leżąca w łóżku szpitalnym, rodzice obok niego, cała drużyna też..
 - Yeol, uspokój się. Niedługo się obudzi. Zobaczysz, nie ma co płakać, lekarz powiedział, że w najbliższych 24h powinna otworzyć oczy. – 
trener podszedł do chłopaka i położył delikatnie na jego ramieniu dłoń, w geście pocieszenia.

 - Nie uspokoję się, trenerze! Powinna?! Powinna?! POWINNA?! – jego jak zawsze łagodny głos przeobraził się w twardy, choć nadal załamujący się od emocji. – POWINNA?! LEKARZ POWIEDZIAŁ, ŻE POWINNA?! POWINNA, ALE TO NIE ZNACZY, ŻE SIĘ OBUDZI! Jeśli ją stracę… ja nie… nie przeżyję. Załamię się, położę się w pokoju i już z niego nie wyjdę. Zostanie mi tylko jej zdjęcie… Moje i jej zdjęcie.. I co?! Do niego będę rozmawiał jak debil?! Bez niej jestem nikim, nie będę już tym samym Chanyeol'em, którego trener widzi na co dzień. Przeobrażę się w ofiarę, ofiarę swojej własnej psychiki! – łzy wylewały się z jego oczu jakby z wodospadu. – Ja nie wiem, co ona ze mną zrobiła, że taki się stałem, łagodny, spokojny… Ale to wszystko dzięki niej i jeśli jej nie będzie.. nie będę już taki. Nigdy!
- Chanyeol, spokojnie…
- Nie będę spokojny! To sprawa tego, czy będę chciał żyć czy nie! Błagam cię mała, otwórz te oczy… Kto będzie razem ze mną grał w gry? Komu będę dawał wygrywać? Na kogo będę tak patrzał jak patrzałam ostatniej nocy? Kogo będę tak tulił, całował? Kto mi da całe szczęście i kto wypełni kolorem moje życie?! NIKT NIE BĘDZIE W STANIE TEGO ZROBIĆ, JEŚLI NIE BĘDZIESZ TO TY....TO J-JA NIE WIEM CO ZROBIĘ - 
ściskał moją rękę tym samym lekko ją muskając swoimi ustami. – wszyscy stali za nim i przyglądali się całemu zdarzeniu.



***

Nie. Nie poddam się tak łatwo. Wrócę tam, wrócę do tego cholernego świata i uszczęśliwię Channie'go. Tak. Tak właśnie zrobię.

***




- Chan-yeol? – lekko otworzyłam oczy, światło jarzeniówek oślepiło mnie, nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, gdzie dokładnie jestem i dlaczego się tu znajduję. To wszystko było niczym okropny sen.
- Skarbie!!! – rzucił się lekko we mnie, nie chcąc zranić mojego osłabionego ciała.
- Channie, c-co j-jest? Gdzie ja jestem? – i nagle ostrość obrazu się poprawiła, teraz widziałam wszystko dobrze. To samo łóżko, ta sama lampa… Dziwne. Déjà vu?
- Nic.. spokojnie.. po prostu nigdy już nie odchodź. – posłał mi opiekuńczy uśmiech jak zwykł to robić. Wtedy przypomniałam sobie o wisiorku.
-Channie...słuchaj - zacięłam się na chwilę, nie wiedząc, jak zacząć. Chłopak patrzył na mnie, a ja w jego oczach dostrzegłam nutę zmartwienia - Widzisz...mój wisiorek - dotknęłam dłonią miejsca, w którym powinien się znajdować - on....j-ja
- Nie martw się, znalazłem go po tym, jak zabrali cię ratownicy. Mienił się między strzępkami trawy. Wiem, że nosiłaś go cały czas. Cały czas go miałaś na sobie, aż do dzisiaj, te całe 6 lat dbałaś o niego. Strzegłaś, by się nie zgubił, bym zawsze go widział na twoim dekolcie. Na tą chwilę to moja kolej, moja cholerna kolej na pilnowanie go...przy tobie - zaniemówiłam, a łzy mimowolnie napłynęły w kąciki moich oczu, po czym spłynęły po policzkach. Yeol uniósł rękę ku górze i delikatnie wytarł ją wierzchem dłoni - Już więcej mnie nie opuszczaj, rozumiesz... - uśmiechnął się i  złączył nasze usta w delikatnym, czułym i pełnym miłości pocałunku, którego nie chciałam nigdy przerywać. Chciałam, żeby zostało już tak na zawsze.   


PODOBNY ONE SHOT WIDNIAŁ JUŻ NA NASZYM BLOGU, JEDNAK Z INNYMI CZŁONKAMI. POSTANOWIŁYŚMY ULEPSZYĆ GO I ZMIENIĆ GŁÓWNEGO BOHATERA~~

HOPE U ENJOY IT :)



Autor / MinSiuga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy