piątek, 21 lutego 2014

RETURN - CHAPTER I



Przez ostatnie parę dni źle spałaś. Głowę stale zaprzątała ci myśl: "Co dostanę na urodziny?"
Już od dłuższego czasu marudziłaś rodzicom, że chciałabyś pojechać do Korei i znów odwiedzić rodzinne miasto. Wiedziałaś, że z nimi nie pojedziesz, ze względu na nawał ich pracy. Tęskniłaś za swoją ojczyzną. Kiedy w wieku 12 lat dowiedziałaś się, że niedługo przyjdzie ci ją opuścić i wyjedziesz do Polski, załamałaś się. Każdego dnia myślałaś o niej a także o znajomych, których tam zostawiłaś. W Polsce długo nie mogłaś się zaklimatyzować. Różniła się znacznie od Korei, jednak wiedziałaś, że decyzja została już podjęta. Rodzice postawili cię przed faktem dokonanym. Nie mogłaś nic zrobić, nawet kiwnąć palcem. W końcu jako 12-latka nie miałaś wiele do powiedzenia. Musiałaś się z tym pogodzić. Zmiana czasowa, inni ludzie, obyczaje, tradycje, to wszystko różniło się od miejsca, w którym poprzednio mieszkałaś. Między tymi państwami była niewyobrażalna przepaść, w której ty zostałaś posadzona, nie wiedząc co uczynić. Mimo iż znalazłaś w Polsce swoje miejsce, znajomych, ba nawet najlepszą przyjaciółkę, to i tak coś ciągnęło cię do ojczyzny. Te uczucie było silniejsze od ciebie, czułaś się tak jakby ktoś już dawno przypisał cię do tamtego miejsca. Dlatego też postanowiłaś, że w swoje 18 urodziny odwiedzisz ponownie swoje rodzinne miasto - Seul.

Tego dnia wstałaś nadzwyczaj wcześnie, jak na ciebie. Raczej należałaś do ludzi, którzy lubią pospać. Twoja ciekawość wzięła jednak górę i chcąc nie chcąc obudziłaś się przed 9. W pokoju było ciemno i tylko promienie zza ciemnych zasłon lekko rozświetlały duże pomieszczenie. Było zbyt ciemno dlatego postanowiłaś otworzyć okno i rozchylić zasłony. Chwilę po tym twój pokój rozświetlił się i wypełnij świeżym, delikatnym powietrzem. Pogoda na zewnątrz była wspaniała, co jeszcze bardziej cię cieszyło. Na niebie nie było nawet ani jednej chmurki, a słońce świeciło całym swoim blaskiem. Ptaki radośnie ćwierkały i zwiastowały, że ten dzień będzie wspaniały. Zadowolona z pięknej pogody powoli się ubrałaś i zeszłaś na dół. O tej godzinie twoi rodzice i młodszy brat powinni być już na dole i jeść śniadanie. Byli ludźmi, dla których liczyła się każda minuta, dlatego nie lubili tracić czasu choćby nawet na długi sen. Każdy z twojej rodziny miał jakąś pasję, której całkowicie się oddawał. Wszyscy mieli talenty, tylko nie ty. Byłaś przeciętną dziewczyną o przeciętnym wyglądzie i zainteresowaniach. To nie tak, że nic cię nie interesowało. Wręcz przeciwnie - interesowałaś się wieloma rzeczami, jednak żadne z nich nie było aż tak silne, by zająć się tym na poważnie. 

Powoli zwlokłaś się po schodach na dół i skierowałaś do kuchni, by jak co dzień rano zjeść śniadanie. Otworzyłaś duże, mosiężne drzwi i weszłaś do jasnego pomieszczenia. Jak się okazało kuchnia była PUSTA. W całym domu panowała grobowa cisza, która przyprawiała o zawroty głowy. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, jakże dziwnym dla ciebie zjawiskiem, przygotowałaś sobie posiłek. Postanowiłaś zjeść go oglądając telewizję. Weszłaś do salonu ze wzrokiem wbitym w kubek gorącej herbaty - starałaś się nie uronić ani jednej kropli. Obróciłaś się i bokiem otworzyłaś drzwi. Weszłaś do salonu i usłyszałaś donośny krzyk. 
-Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy zebrani.
-Omo! - odparłaś zaskoczona, a całe twoje śniadanie wylądowało na podłodze.
W pokoju była cała twoja rodzina i znajomi. Wcześniej wspominałaś, że nie chcesz hucznych urodzin, a jednak rodzice i tak cię nie posłuchali. Pokój przyozdobiony był w piękne dekoracje, balony oraz serpentyny, a stoły uginały się od słodkości, sałatek i innych potraw. Wszystko było pięknie przygotowane i uprzątnięte, no może oprócz plamy na dywanie po twoim niedoszłym śniadaniu. 
Przeleciałaś wzrokiem po wszystkich zebranych, do oczu mimowolnie napłynęły ci łzy. Byłaś wrażliwą osobą...zbyt wrażliwą.
-Ah! Gamsahabnida, Gamsahabnida ~ zaczęłaś się kłaniać, a wszyscy podlecieli do ciebie, by złożyć ci życzenia i wręczyć prezenty.
Cała impreza udała się wspaniale. Oczywiście, jak to na urodzinach, nie obyło się bez uścisków i kazań. Spędziłaś miło czas rozmawiając i bawiąc się z bliskimi ci ludźmi. Naprawdę nie spodziewałaś się takiego przyjęcia, dlatego byłaś bardzo zadowolona z tego, co zastałaś. Mimo tak wspaniałego wstępnego prezentu najbardziej cieszyłaś się z upominku, który otrzymałaś od rodziców. Długo nie mogłaś zabrać się za jego otworzenie. Po prostu bałaś się rozczarowania. Po wzięciu głębokiego oddechu w końcu postanowiłaś otworzyć małe pudełko. Pociągnęłaś za wstążkę i otworzyłaś wieczko, a wewnątrz zobaczyłaś...wymarzony bilet. Podziękowałaś rodzicom za tak wspaniały podarunek i pobiegłaś na górę, by się spakować. Odlot był wieczorem, dlatego miałaś jeszcze parę godzin w zapasie na ogarnięcie całej reszty. Jak się okazało rodzice zadbali o każdy szczegół. Nie musiałaś nawet martwić się hotelem, ponieważ był już zarezerwowany. Jedyne co ci pozostało to wzięcie drobnych na jedzenie, pamiątki i inne tego typu bzdety. 


***

Wysiadłaś z samolotu i zaczęłaś szukać osoby, która została najęta przez twoich rodziców. Miała ona bowiem dowieźdź cię do hotelu. Po dłuższym czasie wnikliwego szukania znalazłaś tabliczkę ze swoim imieniem.
-Dzień dobry - ukłoniłaś się-  Jestem _____. Miło mi pana poznać!
Był to wysoki, tęgi mężczyzna w podeszłym wieku. Przez jego ciemne włosy przeplatały się siwe pasma, a na twarzy gościły delikatne zmarszczki. Ubrany był w jasnobrązowy płaszcz, kapelusz tego samego koloru, ciemne jeansy i jasne trapery.
- Mnie również - zdjął kapelusz i ukłonił się - Jestem Kim Tae Woo. To co jedziemy? - rzucił, a ty pokiwałaś twierdząco głową.
Wsiadłaś do ciemnego, niezbyt dużego samochodu i ruszyliście. Wnętrze auta pachniało starością. Wyposażeniem, zapachem a nawet wyglądem wcale nie różniło się od auta twojego dziadka. Mężczyzna przez cały czas się nie odzywał, tylko czasem patrzał na ciebie jakby bał się, że z każdą chwilą możesz zniknąć. Ty również nie miałaś ochoty na jakąkolwiek rozmowę. To nie tak, że byłaś jakaś nieśmiała, po prostu byłaś zmęczona i nie miałaś ochoty już na nic. Jadąc spoglądałaś przez okno na Seul. Przez te parę lat zmienił się nie do poznania. Po twojej głowie krążyły wszystkie te wspomnienia związane z tym miejscem - zarówno te dobre jak i te złe. Na samą myśl o tym w twoich oczach zagościły łzy. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i otarłaś jedną z nich, która niepostrzeżenie spłynęła po twoim policzku. Kątek oka dostrzegłaś, że starszy pan patrzy na ciebie i nieśmiało się uśmiecha. 
Nie mogłaś oderwać wzroku od przechodniów. Wszyscy śpieszyli się po to, by chwilę później dotrzeć do ciepłego domu, do rodziny. Pojawiali się i znikali. Auto jechało zbyt szybko byś mogła się komukolwiek przyjrzeć. Próbowałaś wychwycić wzrokiem coś z rozmazanego obrazu, jednak ciężko było ci cokolwiek dostrzec.

-Jesteśmy na miejscu panienko - oznajmił

-Dziękuję.
-Nie ma za co - uśmiechnął się szeroko
-NAPRAWDĘ . JEST . ZA .CO - pokiwałaś głową wyraźnie akcentując każde słowo - Jak znam siebie, nawet pewnie z mapą bym tu nie dotarła, dlatego jeszcze raz dziękuję - odwzajemniłaś uśmiech i wyszłaś z auta
To co powiedziałaś było jak najbardziej prawdziwe. Dokładnie wiedziałaś, że nawet z mapą byś tu nie dotarła. Twoja orientacja w terenie była tak słaba, że aż żałosna.

W Seulu było ciemno, a na niebie piętrzył się pas świetlistych gwiazd. Wiał zimny, ale przyjemny wiatr. Nie spodziewałaś się, że po przyjeździe będzie tu tak chłodno. Od razu pożałowałaś, że spakowałaś kurtkę do walizki. Wzięłaś swoje bagaże od mężczyzny, podziękowałaś, obróciłaś się i weszłaś do hotelu. Z zewnątrz wyglądał jak zwykły, pospolity hotel, jednak wewnątrz znacznie się wyróżniał. Marmurowe posadzki, obrazy znanych malarzy, przeróżne rzeźby i innego tego typu rzeczy silnie wyróżniały ten hotel na tle innych. Z zachwytem podziwiałaś piękno tego miejsca. Nie byłaś miłośniczką przepychu, jednak ten hotel miał w sobie coś co po prostu przykuwało twoją uwagę. 

Zaczęłaś szukać recepcji. W hotelu było dużo ludzi, co znacznie utrudniało jej znalezienie. Na szczęście po chwili skupienia dostrzegłaś recepcję i stającą za ladą kobietę. Była to młoda Koreanka o ciemnych włosach i oczach, ubrana w uniform, który składał się z białej jedwabnej koszuli na guziki oraz ciemnej granatowej spódnicy. Mimo tego prostego stroju kobieta wyglądała elegancko, a zarazem bardzo kobieco. Podeszłaś do niej bliżej.
-Dzień dobry. Miałam tutaj rezerwację na tydzień - zaczęłaś
-Na jakie nazwisko? - zapytała kobieta
-Na ______
-Dobrze. Już sprawdzam - powiedziała i wystukała coś w komputerze - Bardzo mi przykro, ale pani rezerwacja nie jest już ważna - odparła po chwili
-Jak to nie jest ważna? - wypaliłaś zdziwiona
-Nasz hotel odróżnia to od innych, że rezerwacja jest ważna tylko przez jeden dzień. Oznacza to, że po rezerwacji nasz klient ma tylko jeden dzień na potwierdzenie swego pobytu. To wszystko zostało ujęte w naszym regulaminie. Czynności te służą temu, by uniknąć tłoku. Jest to hotel bardzo popularny i ekskluzywny, dlatego też wiele osób tutaj przyjeżdża - powiedziała na jednym oddechu, a ty zrozumiałaś, że kobieta zna tę regułkę na pamięć
-No dobrze rozumiem, ale pieniądze zostaną zwrócone?
-Ależ oczywiście. Zostały z powrotem przelane na konto, z którego do nas trafiły - uśmiechnęła się szeroko
-Przelane? Na konto? Cholera! - zaklęłaś cicho pod nosem
Zrozumiałe było to, że rezerwacja była już nieważna. To wszystko było w regulaminie. Twoi rodzice pewnie nie wzięli pod uwagę zmiany czasowej. Na pewno nawet nie czytali regulaminu - nic nowego. Nigdy go nie czytali, co powodowało właśnie takie niejasne sytuacje.


Chociaż raz w swoim zasranym życiu mogli go przeczytać! Ale nie, bo po co?!

-No dobrze, nieważne - otrząsnęłaś się z zamyślenia - Ile w takim razie kosztuje tutaj pobyt na tydzień? - zapytałaś i wyciągnęłaś portfel z torebki

-Na tydzień? Zaraz sprawdzę - powiedziała i znów zaczęła coś wystukiwać na klawiaturze - To będzie 1.000.000 won.
-Ile? - wytrzeszczyłaś oczy i schowałaś portfel do torebki
Oczywiście nie miałaś takiej ilości sumy przy sobie. Wzięłaś niecałe 250000 won - no bo po co ci więcej? Bilety miałaś załatwione, hotel zresztą niby też, jedzenie też, bo wliczone z ceną za hotel, więc po co ci większa suma? Nigdy nie pomyślałabyś, że właśnie ciebie spotka taka sytuacja. Poza tym uważałaś, że mln won za tygodniowy pobyt w hotelu to grubo za dużo. Nawet jeśli był to tak ekskluzywny hotel jak ten.
-To dobra cena jak na takie warunki - dodała kobieta zachęcająco
-Może i tak...No dobrze, mimo to dziękuje za fatygę. Do widzenia - Powiedziałaś i wyszłaś z hotelu. 
Jeszcze parę razy dzwoniłaś do twoich rodziców, jednak jak się okazało na próżno. Nie dało się do nich dodzwonić, ze względu na tak dużą odległość. Obiecałaś sobie, że po powrocie poważnie sobie z nimi porozmawiasz i zmusisz ich, by na kolejny raz czytali te ich zdaniem niepotrzebne regulaminy. 
Przez chwilę pokręciłaś się pod hotelem z myślą, że to pomoże wymyślić ci rozwiązanie w tej bezsensownej sytuacji. Pamiętałaś, że w Korei było dużo o wiele tańszych zajazdów. Wzięłaś mapę i zaczęłaś szukać jakichkolwiek, byle tylko tanich, w których dało się spać. Przynajmniej na tą jedną noc. Godzina za godziną mijała, robiło się coraz ciemniej i chłodniej, a ty nadal szukałaś miejsca do spania. Za każdym razem, kiedy już znalazłaś hotel okazywało się, że albo nie ma już miejsca albo po prostu jest za drogi. Czułaś się tak jakbyś była w jakiejś dramie z okropnym zakończeniem. Powoli odechciewało ci się tej całej wycieczki, która zniesmaczyła cię już na samym początku. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że...się zgubiłaś. Mimo mapy i tak nie wiedziałaś gdzie jesteś. 


Super! +10 do inteligencji________!

W pewnym momencie, niby według mapy, weszłaś w jakąś boczną drużkę i całkowicie się zgubiłaś. Nie dość, że zrobiło się już całkowicie ciemno i chłodno to na dodatek zgubiłaś się i wylądowałaś na jakimś zadupiu. Z każdej strony otaczała cię ściana jakiegoś budynku. Okna i drzwi były zabite deskami lub zamurowane, co świadczyło o tym, że raczej nie są one w jakimkolwiek użytku. Uliczka, którą szłaś była wąska i ciemna. Jedynym oświetleniem było światło księżyca, padające lekko na twoją twarz. Droga była cała popękana, a co pewien odcinek pojawiały się na niej większe dziury, w które ty oczywiście wpadałaś z braku dobrej widoczności. Było cicho i jedyne odgłosy jakie słyszałaś pochodziły znad ulicy, która znajdowała się bóg wie jak daleko. Wyciągnęłaś telefon z podręcznej torebki i zaczęłaś świecić nim na drogę. Na twoje nieszczęście po chwili padła ci bateria. Głodna, wyziębiona i zdenerwowana szłaś tak jeszcze chwilę, dopóki nie doszłaś do rozgałęzienia uliczek. Jedna prowadziła w prawo a druga w lewo. Długo nie mogłaś zdecydować, którą wybrać. Jakiś cichy głosik w twojej podświadomości podpowiadał ci, aby wybrać prawą stronę - tak też zrobiłaś. Była to jedna z dobrych decyzji podjętych przez ciebie w tymże dniu. Po paru minutach wędrówki przez ciemną uliczkę, w końcu ujrzałaś żółte, jasne, dobrze znane ci światło latarni, która znajdowała się na końcu drużki. Z każdym krokiem zdawało ci się, że słyszysz jakieś ciche głosy, szepty, śmiechy. Przeszłaś z jakieś 10 metrów i zatrzymałaś się. Dobrze myślałaś. Nic ci się nie zdawało. Pod latarnią doskonale było widać dwa, ciemne, męskie zarysy. Chciałaś się wrócić, jednak uznałaś, że było by to jeszcze głupsze posunięcie. Wzięłaś głęboki oddech i ruszyłaś w ich stronę. Szłaś chwiejnym, niepewnym krokiem, a każde posunięcie do przodu powodowało, że twoje serce przyprawiało cię o palpitację. Nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że tak naprawdę się ich boisz.
Byłaś już wystarczająco blisko, by móc przyjrzeć się owym mężczyzną. Byli to wysocy, młodzi Koreańczycy. Wyglądali na jakieś 20-25 lat. Ich muskularne ciała świadczyły o tym, że dość często odwiedzają siłownię. Zmierzyłaś ich wzrokiem od dołu do góry i zatrzymałaś się na wysokości ich dłoni - trzymali w nich puszki z piwem. Puste opakowania po piwie i butelki po wódce walały się koło nich tonami. Jeszcze raz spojrzałaś na mężczyzn i doszłaś do wniosku, że nic nie mogą ci zrobić, ponieważ sami ledwo, co utrzymują się na nogach. Pewniejsza siebie ominęłaś ich.Już miałaś wychodzić z uliczki i gnać ku wolności, kiedy poczułaś silny uścisk na ramieniu. 
-Nie napije się z nami panienka? - powiedział jeden z mężczyzn i przesunął ręką z twojego ramienia na talię
-Wybaczą panowie, ale nie skorzystam z propozycji - powiedziałaś obrzydzona zachowaniem mężczyzny i ściągnęłaś jego rękę ze swojego ciała
-Ależ czemu? Mamy taką piękną pogodę - uśmiechnął się szeroko, jednocześnie odsłaniając biały rządek zębów - Jeszcze panienka taka piękną. To zaszczyt z panienką wypić - dodał i upił spory łyk piwa
-Nie, dziękują. Nie chcę panom przeszkadzać - odparłaś, starając się zachować jak największy spokój 
-Ale ja tak nalegam - przesunął palcami po twoim policzku i głośno mlasnął - Lubię piękne dziewczyny...
-Przepraszam, ale się śpieszę - nie wytrzymałaś dłużej, odwróciłaś się z zamiarem ucieczki. Zrobiłaś krok do przodu, ale od razu został on cofnięty. Mężczyzna złapał cię za nadgarstki i przycisnął do ściany. Chciałaś się wyrwać, ale nie mogłaś. Mimo tego, że był pijany to i tak był silny. Młody Koreańczyk uniósł ci nadgarstki nad głowę i przycisnął je mocno do ściany. Zrobił to tak silnie, że pobielały ci nawet kostki. Nie panował nad swoją siłą. Wsadził swoje nogi pomiędzy twoje, jednocześnie unieruchamiając i krepując całkowicie twoje ruchy. Nie było co liczyć na wyrwanie się z uścisku. Pozostało ci jedynie wołanie o pomoc.
-Pusz-puszczaj - warknęłaś - Puszczaj, mówię! POMOCY! - zaczęłaś nawoływać
-Hyung, pomóż mi - mruknął twój napastnik do kolegi
-Z miłą chęcią - odpowiedział ciemnowłosy i zbliżył się do ciebie - Lubię takie dziewczyny jak ty - oblizał ohydnie językiem dolną wargę i zaczął rozpinać twoją koszulkę. Był tak pijany, że guziki stanowiły dla niego niebywałe wyzwanie. Postanowił więc nie męczyć się z nimi i rozerwał ci koszulę. 
Zaczęłaś krzyczeć. Jednak nikt nie mógł tego dosłyszeć. Nikt nie mógł ci pomóc.
-Zostawcie mnie! - krzyknęłaś ze łzami w oczach
-Spokojnie, wujek Shin dobrze się tobą zajmie - powiedział ciemnowłosy i musnął ręką twoją nagą skórę na brzuchu
Zaczęłaś się wiercić i głośno szlochać. Krzyczałaś jak najgłośniej się dało. Tępo wierzyłaś w to, że ktoś zdoła ci pomóc. Wierzyłaś, że twoje wołanie zostanie usłyszane. Mężczyzna pocałował cię prosto w usta, a ty zaczęłaś kręcić głową tak, by jak najbardziej utrudnić mu tę czynność. W końcu ciemnowłosy wkurzył się, złapał silnie ręką twój podbródek i głosem przepełnionym gniewem przemówił:
-Nie wierć się, a wszystko pójdzie gładko. Chyba nie chcesz by tak piękna twarz, jak twoja była okaleczona, hę? - ścisnął twoje usta tak, że teraz przypominały dzióbek - No to jak? Będziesz posłuszna panu? 
-Nie - wycedziłaś to z trudem przez usta i odchyliłaś głowę tak, by strącić jego ohydną, brudną rękę z twojej twarzy - Naprawdę myślicie, że wam to ujdzie na sucho? Przecież prędzej czy później to się wyda - nie dokończyłaś bo mężczyzna zaczął się głośno śmiać
Nic z tego nie rozumiałaś. Przecież w twojej wypowiedzi nie było nic śmiesznego. Mówiłaś poważnie, a on po prostu to wyśmiał. Jego kolega również zaczął się śmiać, co spowodowało, że zmieszałaś się jeszcze bardziej. Tępo wpatrywałaś się w mężczyzn, którzy najwyraźniej nie myśleli nawet o tym by ponieść konsekwencje za to co chcą uczynić.
-Co was tak śmieszy? Boicie się prawdy? - zapytałaś oburzona ich zachowaniem
-Ty - zaczął ciemnowłosy kiedy przestał się śmiać - Ty naprawdę myślisz, że kogoś będzie obchodziło to, że zginęła jakaś biała, której imienia nikt nie znał? Z tego co widzę jesteś nietutejsza - stwierdził, a ty przełknęłaś nerwowo ślinę - Więc nikogo nie będzie obchodziło to, że zniknęłaś. Nikt się o tym nie dowie... - wygiął kącik ust w szyderczym uśmieszku i znów zaczął całować cię po obojczyku
Zamurowało cię. Wiedziałaś, że mężczyzna miał rację. Byłaś sama w jakiejś dziurze, w miejscu gdzie nikt nie mógł cię znaleźć, ani posłyszeć twego krzyku. Nie miałaś tutaj rodziny, znajomych. Nie miałaś nikogo. Byłaś sama. W myślach przeklinałaś swoich rodziców za niedopatrzenia.


Nikt się o tym nie dowie / Nikogo nie będzie obchodziło to, że zniknęłaś / Nikt się o tym nie dowie / Naprawdę myślisz, że kogoś będzie obchodziło to, że zginęła jakaś biała / Nikt się o tym nie dowie / Imienia nikt nie znał? ~~



Te słowa stale i nieprzerwanie pobrzmiewały cicho w twoim umyśle. Były przepełnione okrutna prawdą. Doskonale wiedziałaś, że to co powiedział nie mijało się z rzeczywistością, jednak mimo to starałaś się nie dopuścić tej myśli do siebie. Nie mogłaś i nie chciałaś się poddać. Nie teraz.
Mężczyzna wsunął rękę pod twoja rozerwaną koszulę i zaczął macać twoje ciało. Przejechał niżej, po to by zdjąć ci spodnie. Zaczęłaś się wiercić i kląć na nich. Z twoich ust oprócz wołania o pomoc wydobyła się spora wiązanka przekleństw. Mężczyzna spojrzał na ciebie i znów zaczął się śmiać. Najwyraźniej rozbawiło go to, że z ust tak słodkiej i niewinnej dziewczyny mogły wydobyć się takie epitety. Tym razem nie pozostałaś bierna i pokazałaś mu, że jest w błędzie jeśli tak o tobie myśli - oplułaś go prosto w twarz. On zaskoczony otworzył szerzej oczy i dłonią wytarł policzek, po którym spływała strużka twojej śliny. Spojrzał z niedowierzaniem na dłoń, a później na ciebie.
-Ty suko! Jak mogłaś? - krzyknął i uderzył cię kolanem prosto w brzuch. Jego uderzenie i ból był tak silny, że mimowolnie twoje ciało wygięło się wpół. Jęknęłaś głośno i zaczęłaś się krztusić. Łapczywie próbowałaś wciągnąć powietrze, którego tak strasznie ci brakowało - Jeśli tak mamy się bawić to proszę! - złapał cię za włosy i pociągnął je do góry, by móc spojrzeć ci w twarz. Jego oczy płonęły z wściekłości - Chciałem być dla ciebie delikatny, ale widzę, że tego nie doceniasz szmato !
-P-proszę...pu-pu-puśćcie mnie! - wydukałaś i znów zaczęłaś ciężko oddychać. Każde słowo wymagało wielkiego wysiłku. Ból był tak olbrzymi, że trudno było go porównać z czymkolwiek. Wciągnęłaś sporą ilość powietrza i z całych sił krzyknęłaś: Do cholery puśćcie mnie!!!
Mężczyźni znowu zaczęli się śmiać, a ty po raz kolejny poczułaś się bezsilna. Jedyne czego teraz pragnęłaś to śmierć. Chciałaś umrzeć, by nie czuć tego bólu, który przepełniał całe twoje ciało. Chciałaś umrzeć, by nie słyszeć ich szyderczego śmiechu, który przyprawiał cię o mdłości. Oddałabyś wszystko, by twój oprawca uderzył cię tak mocno byś zemdlała. Dzięki temu twoje męki dobiegłyby końca, a ty poczułabyś się wolna. Wolna od bólu. Od cierpienia. Upokorzenia.
-Nie słyszycie, co dama mówi! Puśćcie ją - odezwał się cichy głos z boku
Spojrzałaś ukradkiem w miejsce, z którego dobiegł i ujrzałaś jakąś ciemną postać. Miałaś zamazany obraz i coraz bardziej kręciło ci się w głowie. Dopiero po chwili uspokojenia obraz powrócił do normy. Ujrzałaś przed sobą mężczyznę średniego wzrostu, ubranego w ciemny płaszcz i czarne jeansy. Oczy zasłaniały mu ciemne okulary, a włosy przysłaniał fullcap marki supreme.
- A co jeśli nie! - rzucił ochrypłym głosem trzymający cię mężczyzna
- W takim razie będę musiał interweniować. A tego byście nie chcieli, uwierzcie mi na słowo - uśmiechnął się zadziornie - To jak będzie? Dogadamy się, czy nie - powtórzył
- Chyba sobie kpisz gnojku! - odparł ciemnowłosy i rzucił się z pięściami na chłopaka.
Ten zrobił szybki unik i walnął go z pięści w splot. Mężczyzna jęknął z bólu i osunął się na ziemię. Nie wierzyłaś w to co widzisz.  
Nie mogłaś uwierzyć w to co widzisz. Jakim cudem mógł on powalić mężczyznę, który jest od niego dwa razy wyższy i prawdopodobnie silniejszy? Przez chwilę przez twoją głowę przemknęła nawet myśl, że może to co widzisz jest tylko złudzeniem. Zwykłą iluzją, która była intrygą umysłu i miała na celu oszukanie organizmu, uwolnienie go od bólu. Jednak nawet jeśli było to złudzenie, to chciałaś tępo w nie wierzyć. Chciałaś się mu poddać. 
Chłopak spojrzał na pokonanego mężczyznę i posłał mu szyderczy uśmiech. Powiedział jeszcze coś pod nosem i ruszył w waszą stronę.
-Cholera! - zaklął twój okupant - Pożałujesz tego! - krzyknął i spojrzał na ciebie -  A ty tu ładnie poczekaj. Niedługo wrócę i dokończymy to, co zaczęliśmy - szepnął i rzucił tobą o ziemię
Syknęłaś z bólu, kiedy twoje ciało dotknęło chłodnego, ostrego podłoża. Poczułaś silny, promieniujący ból w barku. Z trudnością podniosłaś głowę i ujrzałaś, że twój oprawca zbliża się do nieznajomego. Chciałaś krzyknąć, jednak głos zamarł ci w krtani. Przez twoje gardło nie chciało przejść ani jedno słowo. Strach zawładnął tobą w takim stopniu, że każdy ruch a nawet wypowiedzenie słowa, zamierało jeszcze zanim zostało wypowiedziane. Mężczyzna tak jak swój poprzednik, rzucił się na chłopaka. Ten sprawnie obrócił się i z półobrotu kopnął przeciwnika prosto w twarz. Ciemnowłosy jęknął z bólu i zatoczył się do tyłu. Teraz obydwaj leżeli na ziemi, kuląc się i składając z bólu. Nieznajomy spojrzał na nich wzrokiem godnym pożałowania i powolnym, pewnym krokiem podszedł do ciebie.
-Wszystko okej? - zapytał z troską i kucnął koło ciebie - Coś cię boli? - dodał po chwili i podał ci dłoń
Pokręciłaś przecząco głową i ujęłaś jego rękę. Z trudem udało ci się wstać. Nadal bolał cię bark, a oczy piekły niemiłosiernie od stale napływających łez.
-To dobrze. Spadajmy dopóki jeszcze leżą - powiedział i pociągnął cię za sobą.
Byłaś wycieńczona i twoje nogi z trudem wykonywały wydane rozkazy. Chłopak najwyraźniej zauważył, że każdy, następny krok sprawia ci piekielny ból, ponieważ ujął cię w tali, a twoją rękę przewiesił wokół swojej szyi. Nie protestowałaś, wręcz przeciwnie, pozwoliłaś sobie pomóc. Przebiegliście z dwie uliczki, dopóki nie oddaliliście się wystarczająco daleko od twoich oprawców. Ulice Seulu były teraz kompletnie puste. Świat pogrążony był w głębokiej ciszy i ciemności. Tylko okna domów lekko oświetlało ściemnione już światło. Nie było widać nawet ani jednej żywej duszy. 
Zatrzymaliście się koło sklepu z zabawkami. Chłopak spojrzał za siebie, by upewnić się czy napastnicy was nie gonią. Wypuścił powietrze ze świstem i spojrzał na ciebie.
-Na pewno wszystko w porządku? - spytał zdyszany
-T-Tak - odpowiedziałaś gdy odzyskałaś głos - Dziękuję...
-Nie ma za co - uśmiechnął się - Jedno tylko mnie zastanawia. Co taka dziewczyna, jak ty robiła o tej godzinie, w ciemnej uliczce? - uniósł pytająco obie brwi
-Ja...zgubiłam się - opuściłaś zawstydzona głowę
-Zgubiłaś się? - powtórzył niedowierzająco
-Tak, bo widzisz... - opowiedziałaś mu całą historię od początku aż do teraz. Chłopak przez całą opowieść prawie w ogóle się nie odzywał i z ciekawością słuchał tego, co chcesz mu przekazać.
-Czyli mówisz, że nie masz gdzie spać? - skwitował - Jeśli chcesz możesz przenocować u mnie - zaproponował
-Ja - zaczęłaś ale nie skończyłaś, bo chłopak ci przerwał
-Spokojnie, spokojnie. Nie jestem jak tamci kolesie i nie mam jakiegoś ukrytego motywu, nie mam zamiaru cię wykorzystać, ani oddać na organy  - zaśmiał się, a ty razem z nim
-Nie, to nie o to chodzi. Po prostu nie chcę się narzucać. I tak wystarczająco mi pomogłeś.
-Ale ja chce pomóc bardziej - włożył ręce do kieszeni spodni - Przyjmij propozycje, dopóki jest aktualna. Wiesz mogę zmienić zdanie - kolejny raz obdarował cię szerokim, pięknym i równie nieskazitelnym uśmiechem
-No dobrze, niech będzie - zgodziłaś się po chwili namysłu
-A właśnie, nie jest ci zimno? - powiedział i wskazał ręką twoją koszulę, na której widniało szerokie rozerwanie - To nie wygląda za dobrze - skrzywił się
-A t-to - zaczerwieniłaś się i spróbowałaś zakryć rękami choć w części podarcie koszuli
- Poczekaj - powiedział i zdjął swój długi płaszcz, który po chwili wylądował na twoich ramionach
Ten zwykły podarunek sprawił, że zaczerwieniłaś się jeszcze bardziej.
- Dziękuję, ale nie musisz - mruknęłaś i wlepiłaś wzrok w chodnik
- Muszę, jeśli chcesz iść ze mną. Przecież nie mogę pokazać się z dziewczyną w podartej koszulce. Wiesz, to by źle o mnie świadczyło - przybliżył swoje usta do twojego ucha i wyszeptał ci ostatnie zdanie. Podniosłaś głowę i uśmiechnęłaś się gorzko. Wiedziałaś, że ma rację, jednak głupio było ci iść w jego płaszczu, kiedy on sam miał na sobie jedynie cienką bluzę. A na dworze nie zanosiło się na polepszenie pogody. 
- To co idziemy? - zapytał i nawet nie czekając na twoją odpowiedź zwinnie cię ominął i gestem głowy dał znak byś poszła za nim
Szliście już kilka minut i żadne z was nie odezwało się ani jednym słowem. Miałaś mieszane uczucia, co do udania się do jego domu. Nie wyglądał na człowieka ze złymi zamiarami. Jego czyny także potwierdzały to twierdzenie. Najpierw uratował cię, a po wysłuchaniu twojej historii, zaproponował byś u niego przenocowała. To normalne. Prawda? Zaczęłaś nad tym rozmyślać. Dopuszczałaś do siebie każde, nawet te najgłupsze scenariusze. Złapałaś się za włosy i nerwowo zaczęłaś kręcić głową, by odrzucić te myśli jak najdalej od siebie.
-Stało się coś? - zapytał lekko zdziwiony twoim zachowaniem nieznajomy
-Hę? - odparłaś głupio, dopiero po chwili przetworzyłaś zadane przez niego pytanie - A, nie, nie, nie!  - zaczęłaś wymachiwać rękoma we wszystkie strony w geście zaprzeczenia, co też nie stawiało cię w lepszym świetle - Tak tylko myślałam. Daleko jeszcze? - odpowiedziałaś pytaniem na pytanie
-Nie. Już niedaleko - oznajmił roześmiany twoim zachowaniem, po raz kolejny obdarzył cię swoim nieskazitelnym uśmiechem, który mówił wszystko za siebie. To nie był pierwszy raz, kiedy tak się uśmiechał, jednak dopiero teraz dostrzegłaś, że podczas uśmiechu śmiesznie mrużą mu się oczy. Wygląda to tak, jakby jego oczy śmiały się razem z nim. Uznałaś,że to niemożliwe, by człowiek ze złymi zamiarami tak szczerze się uśmiechał. Nie było nawet takiej opcji.
Tak jak powiedział chłopak, po paru minutach doszliście do jego domu. Jeśli można było to tak nazwać. Ten jego dom był ogromny i obok zwykłych domów z sąsiedztwa wyglądał niczym villa. Na posiadłości ciągnęły się liczne drużki, sadzawki, piękne rzędy kwiatów i inne tego typu rzeczy. Wszystko wyglądało idealnie i dopełniało się wzajemnie. Żywopłot, a nawet trawa zdawały się być przycięte co do centymetra.
Byliście już koło bramy, kiedy chłopak nagle złapał cię za rękę i pociągnął w stronę krzaków. Już miałaś krzyknąć z przerażenia, ale on, najwyraźniej przeczuwając, że tak zareagujesz, szybko zakrył twoje usta swoją dłonią. Spojrzałaś na niego z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy, a ten bezgłośnie dał ci do zrozumienia byś była cicho. Zaraz po tym usłyszałaś ciche kroki, zbliżające się w waszym kierunku. Głośny chrupot kamieni zdradzał, że była to większa grupka. Kilkoro ludzi przeszło koło was, widziałaś jedynie czubki ich butów.


Co to do cholery ma być? Nie mówcie, że wpakowałam się w jeszcze gorsze bagno!

Kiedy grupka zniknęła z pola waszego widzenia, chłopak ponownie złapał cie za rękę i pociągnął za sobą. Z ruchu jego ust wyczytałaś, że mógł szepnąć coś w stylu : "Zaufaj mi''. Toczyłaś wewnętrzną walkę. Postanowiłaś, jednak mu zaufać i potulnie niczym owieczka pobiegłaś tam, gdzie pasterz cię zaprowadził. Obiegliście jego posesję i zatrzymaliście się z tyłu przy płocie.

- Okey! A teraz przeskakuj - wskazał na płot
- Że co? Nie dam rady!
- Podsadzę cię - kucnął i splótł palce dłoni w koszyczek - Dasz radę.
- No dobra... - złapałaś rękami siatkę, a nogę włożyłaś w jego splecione ze sobą dłonie,
Chłopak podsadził cię, a ty bez problemu przeskoczyłaś na drugą stronę. Chwilę po tym szybkim, sprawnym susem znalazł się koło ciebie. Zrozumiałaś, że najwidoczniej niejednokrotnie już to robił. Był w tym wprawiony.
- Wejdziemy tylnymi drzwiami. Dzięki temu nas nie zobaczą - rzekł i ruszył przed siebie.
Poszłaś za jego śladem. Kiedy doszliście do drzwi domu, twój wybawca otworzył je i gestem zaprosił cię do środka. Weszłaś i osłupiałaś. Wnętrze było jeszcze bardziej urozmaicone niż mogło ci się wydawać. To wszystko wydawało ci się dziwne. Z każdą następną minutą twój bohater zdawał się być coraz bardziej podejrzany. Nieznajomy zamknął drzwi i momentalnie zrobiło się ciemno. Światło nocne oświetlające wnętrze znikło. Byłaś sama z nim - w jego domu. Jakby było tego mało, dobiegł cię jakże straszny w tamtej chwili odgłos przekręcającego się zamka. Zamknął drzwi...na klucz. 

Cholera! Spokojnie, spokojnie. Nie panikuj. Przecież to normalne. Jest dużo młodych ludzi, którzy się wcześnie dorobili. Tak, to jest NORMALNE...Co ja wygaduję, to nie jest normalne. A jeśli on jest jakimś dilerem ...albo gorzej, handluje żywym towarem, a ja jestem jego następną ofiarą. 


Znowu zaczęłaś kręcić przecząco głową. Sama myśl o tym przyprawiała cię o dreszcze.

- O czym ty tak ciągle myślisz? - usłyszałaś cichy szept przy swoim uchu, poczułaś ciepły oddech chłopaka na swoim karku. Spojrzałaś z grubsza w bok. Jego twarz znajdowała się blisko twojej. Niebezpiecznie blisko.
- O niczym ważnym - odskoczyłaś od niego jak poparzona
- O niczym W.A.Ż.N.Y.M ? - przeliterował ostatnie słowo i zaczął iść w twoją stronę.
Odruchowo zaczęłaś cofać się do tyłu, stale na niego patrząc. W końcu zderzyłaś się ze ścianą. Chłopak szybkim susem podskoczył do ciebie i oparł dłonie o ścianę, tak by udaremnić ci ucieczkę.
-Mówisz, że nie myślisz o niczym ważnym? Hę? - powtórzył i założył ci za ucho pasmo włosów - Ja wręcz przeciwnie. Myślę o tym, że jesteśmy teraz razem, W moim domu. Tylko ty i ja. SAMI - szepnął akcentując każdą sylabę
-C-Co masz na myśli. T-Ty chyba nie jesteś... - przełknęłaś ślinę i spojrzałaś się na niego.
W jego ciemnych okularach odbijałaś się ty. Bezbronna, naiwna, głupia ty. Chłopak przybliżył swoją twarz do twojej, po to by po chwili parsknąć głośno śmiechem.
-Gdybyś. Widziała. Swoją. Minę - mówił w przerwach od śmiania się
Natomiast ty stałaś jak wryta, patrząc jak chłopak szydzi sobie z ciebie. Dotarło do ciebie, że był to jedynie niesmaczny żart z jego strony.
-Yah! Nie rób tak więcej! - walnęłaś go w ramię - Przez chwilę myślałam, że - zamknęłaś szybko usta, kiedy dotarło do ciebie to, co chciałaś powiedzieć
-Że co? - zapytał ciekawy
-Że jesteś jakimś...zboczeńcem - fuknęłaś i nadymałaś policzki
-Chincha? Tak miało być - uśmiechnął się triumfalnie
-Pabo!
-Oj no dobra, dobra. Mian haeyo ~
-Aish! Po co ja tu za tobą przylazłam - westchnęłaś i skrzyżowałaś ręce na piersiach
-To przez mój dar przekonywania. Mówię ci to, to - położył dłonie na policzkach i zamrugał kilkakrotnie wachlarzem gęstych rzęs
-Pewnie...Twój dar przekonywania równoważy się z moją orientacją w terenie.
-Czy ja wiem? Nic nie przebije twojej orientacji w terenie. Nie żeby coś, ale trzeba mieć talent, by zgubić się z mapą - zaśmiał się, a ty mruknęłaś cicho coś pod nosem. Chłopak odszedł kilka kroków w tył, byś ty mogła w końcu odkleić się od ściany.
-A teraz, czy mógłbym wziąć płaszcz damy -  powiedział i ukłonił się elegancko
-A! To! Już, proszę - zdjęłaś płaszcz i podałaś go chłopakowi. Ten podszedł do szafy i zawiesił go na wieszaku. Zdjął także okulary i kaptur bluzy. Obrócił się w twoją stronę. Przyjrzałaś się mu bliżej i osłupiałaś. Dobrze znałaś te ziemiste oczy, ciemne, krótko przystrzyżone włosy, usta, rysy twarzy. Już wcześniej wydawało ci się, że skądś kojarzysz jego głos, jednak nigdy nie pomyślałabyś sobie, że twoim wybawcą może być właśnie ON.
-T-Ty jesteś... - zająkałaś się i wskazałaś na niego niepewnie palcem
-Tak, tak, Jestem Jimin. Tak ten z tego koreańskiego zespołu, BTS - dodał, gdy zauważył, że chcesz coś jeszcze powiedzieć. Zamknęłaś zrezygnowana usta i  z niedowierzaniem wpatrywałaś się w chłopaka,



CDN



/ MinSiuga



1 komentarz:

  1. Zakochałam się w tym opowiadaniu ❤ Wszystko ślicznie opisałaś. Rozpływałam się gdy czytałam o Jiminie. Lecę czytać 2 rodział~

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy